ZESPÓŁ JEST JAK RODZINA
Spotykają się raz na tydzień w Domu Dziennego Pobytu przy ulicy Brzeskiej w Warszawie. I zgodnie przyznają, że przychodzą tutaj, nie tylko ze względu na śpiewanie w zespole. Są przede wszystkim przyjaciółmi. Wzajemnie o siebie dbają, cieszą się sukcesami, czasami kłócą. Ze spotkań wynoszą chęć do działania.
Grupa „Cała Praga” powstała kilka lata temu dzięki inicjatywie Magdy Latuch, Stowarzyszenia Barwy Kultury, seniorów z Domu Dziennego Pobytu przy Brzeskiej oraz zespołu Czessband. Głównym zamysłem zespołu jest popularyzowanie piosenek z dawnej Pragi. Dwa lata temu nagrali własną płytę z warszawskimi szlagierami.
Ćwiczą co tydzień. Uczą się nowych piosenek. Dali już wspólnie ponad 100 koncertów: w klubach, kawiarniach, na podwórkach, na festiwalach. Jeżdżą po całej Polsce. Mało tego. W 8. edycji programu „Must be the music” doszli do finału. Najstarszy członek zespołu ma 91 lat.
Bogdan Bocheński „dusza” zespołu, przyznaje, że śpiewanie jest na pierwszym miejscu, ale spotkania zespołu dają mu też chęć do życia. – W takiej grupie człowiek nawiązuje bliskie kontakty. Zawsze ktoś zapyta jak się czujesz? Są sytuacje, kiedy po prostu rozmawiamy o życiu, wspieramy się w trudnych sytuacjach. To jest bezcenna więź – podkreśla Bogdan.
A wszyscy spędzają dużo czas w Domu Dziennego Pobytu na Brzeskiej, który za sprawą Maryli Majchrzak, kierowniczki – stał się ich drugim domem. Wspólnie jedzą posiłki, oglądają telewizję, grają w planszówki, malują czy robią witraże. Ważna jest też obecność młodych muzyków. Bo „Cała Praga” składa się również z muzyków z młodego warszawskiego zespołu akustycznego Czessband. – Mówimy sobie po imieniu. To zawsze zmienia atmosferę, jest luźniej. A różnica wieku? Nie istnieje – śmieje się Bogdan Bocheński. – Dzięki ich obecności z pewnością czujemy się młodziej. Bo udziela nam się ich energia.
Zygmunt Karwacki, jeden z członków zespołu ma 80 lat. Od czterech śpiewa. Mówi, że dla niego zespół jest jak motor napędowy. – Starość zabiera młodość, a to oznacza, że trudniej coś zrobić czy zmobilizować się. Kiedyś czynnie uprawiałem sport, teraz nie mam już takich możliwości. Przychodząc na próby, mobilizuję się, rozmawiam z ludźmi, żartuję. To wszystko pobudza mnie do życia i dobrego samopoczucia. U nas to jest tak, że jak ktoś z nas zachoruje, to zawsze się odwiedzamy. Jesteśmy już też w tym wieku, że ludzie naturalnie umierają. I zawsze jest przykro, bo przywiązujemy się do siebie. A o czym marzyłbym w przyszłości? Po prostu chcę być zdrowy i oby było tak jak jest. Nic więcej.
Zofia Kur ma 81 lat i śpiewa od kiedy była nastolatką. Dla niej obecność w zespole jest nie do przecenienia. – Ci ludzie tutaj są niesamowici. Wiesz, że nie jesteś sam. Jak ja chorowałam, to oni mi wstawiali krzesełko na scenę, bo widzieli, że ciężko jest mi chodzić i za bardzo stać nie mogę. Są bardzo opiekuńczy. Zespół jest jak rodzina. Bardzo jestem do nich przywiązana. Chciałabym być jak najdłużej aktywna. Bo mnie tutaj potrzebują (śmiech).
Opracowanie: Magdalena Gorlas